> obwód miński > rejon stołpecki > wieś Wielki Dwór (Horodziej) > Krajobrazy
Wielki Dwór (Horodziej). Krajobrazy
Wielki Dwór (Horodziej). Krajobrazy

Krajobrazy | Wielki Dwór (Horodziej)

Albumy zdjęć

Wybrane zdjęcia

Wielki Dwór (Horodziej). Krajobrazy

Droga z Nowej Wioski do majątku Horodziej Foto © Ê. Øàñòî¢ñê³ |

Wielki Dwór (Horodziej). Krajobrazy

Droga Mir-Horodziej-Nieśwież Foto © Ê. Øàñòî¢ñê³ |

Wielki Dwór (Horodziej). Krajobrazy

Pałac Foto © Ê. Øàñòî¢ñê³ |

<< Początek Koniec

Jako dobry gospodarz, Brochocki i po śmierci troszczył się o gospodarstwo. Nocny stróż opowiadał, że widział, jak stał i pokazywał na rzucony niedbale pług. Pytany, czy psy nie szczekały odpowiadał że nie, poznały pana. Oczywiście psy nikogo nie widziały, to i nie szczekały, widział tylko stróż.

Chłopcy pasący w nocy spętane konie na popasie rozpalili ognisko. Podszedł do nich jakiś pan i spytał, czy może się przysiąść. Zaproszony poczęstował wszystkich tytoniem i rozpytywał, skąd oni są, czyje oni, jakie porządki są w majątku, co jest dobrze prowadzone a co źle. Pytać kto on, chłopcy nie śmieli. Odchodząc podarował cały kapszuk tytoniu. Rankiem okazało się, że to nie tytoń, a wyszuszone końskie łajno. Stąd poznali, że to był Brochocki. Czy to wymyślili, czy przyśnili, nie wiem. Co słyszałem, to piszę.

Po śmierci ojca gospodarstwo prowadziły córki – Emilia i Maria. Czy Maria była zamężna i tylko dojeżdżała, czy wogóle nie wyszła zamąż pozbawiona majątku, nie wiadomo. Gospodarka w rękach sióstr dalej kwitła. Sprowadzony Holender w wybudowanej serowarni produkował sery holenderskie, uczył także miejscowych chłopców serowarstwa. Wkrótce wybudowano nową serowarnię na Uszy, drugim dużym majątku Brochockich.

Pod starość Emilia Brochocka zdziwaczała, w pałacu byly tabuny kotów, smród, koty były lepiej traktowane od służby. Ulubionym pokojem Emilii było pomieszczenie na najwyższym poziomie w części środkowej. Tu z okien widziała drogę prowadzącą do traktu i las Urwant z cerkiewką. Z balkoniku na stronie północnej obserwowała prez lornetkę pracę oraczy albi żniwiarzy. Biada, jeżeli zauważyła coś niedobrego. Wtedy i ekonom i pracownicy dostawali naganę albo i sroższą karę. Nieodrodna córeczka swego ojca.

W parku po stronie zachodniej pałacu był cmentarzyk kotów. Ci, co pamiętali jeszcze Emilię mówili, że ulubione koty miały nagrobki z napisami i figurkami. Cmentarzyk był oddalony od pałacu na jakieś 15 – 20 metrów. W czasie wojny stacjonujące wojsko zniszczyło to, co było ładniejsze. Ja jeszcze pamiętam kilka kocich grobów. Kamieniami nagrobnymi były zużyte kamienie, chyba od żaren, ale kwadratowe z dziurą w środku.

Po śmierci Emilii majątki odziedziczyła Maria i w niedługim czasie odsprzedała je niejakiemu Feldmanowi. Nie pamiętam gdzie czytałem o tym Feldmanie, chyba w Bibliotece Ossolineum we Wrocławiu. Wiem napewno, że tego Feldmana sam nie wymyśliłem. Maria przeniosła trumny ojca i siostry do Wilna i pochowała na cmentarzu Rossa.

Kiedy byłem na wycieczce w Wilnie w roku 1936 widziałem groby Adama i Emilii Brochockich. Znajdowału się przy głównej alei i to w pobliżu dróżki tak, że przechodząc bez szukania odczytałem napisy. Groby te widział na Rossie mój ojciec który jeżdził raz w roku do Wilna na zjazd Towarzystwa Rolniczego gdzie pracował.

Byłem w Wilnie w roku 1990 i już tych grobów nie znalazłem. Były one dość skromne, płyty kamienne na mogile a w głowach pomnik z imieniem, nazwiskiem i datami urodzenia i śmierci. Ojcu nie przyszło do głowy żeby zapisać gdzieś epitafia na tych grobach, ja natomiast zapisałem. W tamtych czasach wycieczka do Wilna była wydarzeniem tak ważnym, że każdy z uczestników musiał w specjalnym notesie zapisywać wszystko, co zdarzyło się po drodze i co widział nowego, co interesującego, co jego osobiście zainteresowało. Z tych notatek sporządzono raport z wycieczki do kroniki szkolnej.

Wilno było wtedy stosunkowo niewielkim miastem, duże obszarowo, ale miało około 140 tysięcy mieszkańców. Nam, dzieciom ze wsi nawet Mir czy Nieśwież wydawały się duże, a co dopiero Wilno z uniwersytetem, kilkudziesięciu kościołami, cerkwiami, bożnicami, meczetem, muzeum, sklepami z zabawkami przy których witrynach chcieliśmy stać bez końca. Notes i kronika szkolna przepadły w czasie wojny. Data śmierci Adama Brochockiego jest znana, o Emilii niema nic, to samo o Marii.

Około roku 1890 Mir i Wielki Dwór z szeregiem majątków i folwarków kupił książę Michał Światopełk Mirski. W pałacu wielkodworskim zamieszkał jego brat Mikołaj.

Książę Mikołaj niewiele przebywał w Wielkim Dworze. Podróżował ciągle po świecie ale pałac był zawsze przygotowany na przyjazd księcia. Majątkiem zarządzał rządca. Pierwszy z nich był dobrym gospodarzem. Pokopał rowy odwadniające, wyremontował budowle, jednym słowem dbał o majątek. Przy nim zasadzono duży sad między gumnem, starymi dębami i błotami worotyskimi.

Wybuchła I Wojna Światowa. Wojsko zajęło pałac na szpital wojskowy, w parku i na wolnych placach w majątku postawiono duże wojskowe namioty. Oczywiście nastąpiły duże zniszczenia. Nie wystawiano kwiatów z oranżerii, nie gracowano dróżek parkowych, nie prowadzono prac remontowych.

Front rosyjsko – niemiecki zatrzymał się na dłuższy czas na rzece Serwecz, ponad 30 kilometrów na zachód od Wielkiego Dworu, przywożono stamtąd rannych furmankami. Zdarzało się, że pielęgniarki z oficerami urządzali sobie popijawę a ranni czekali na operacje czy opatrunki.

Byłem nad Serweczą w miejscowości Krynki, niedaleko Turca. Jeszcze były widoczne ślady wojny. W piaszczystych wzgórzach nad rzeką można było wygrzebać kule. Niespotykane dotąd – całkowicie miedziane. Mieszkający w pobliżu mówili, że to kule z francuskich karabinów dostarczonych Rosji.

W kolejnych latach w Wielkim Dworze stacjonowały wojska niemieckie, polskie i bolszewickie naprzemian. Pałac był szpitalem wszystkich wojsk. Zmarłych w szpitalu żołnierzy grzebano na Astrauku, obok kaplicy Brochockich. Nie remontowana kaplica stała się ruiną, zawaliła się oficyna, runął mostek prowadzący na drogę do traktu, spalona została wędzarnia stojąca obok serowarni, spalono olbrzymie gumno /stodołę/, z olejarni /młynek/ już przed wojną zostały tylko ściany. W ruinach cieplarni pobudowano maleńka cieplarenkę. Pozostałości tych budowli przetrwały napewno do 1939 roku, pamiętam je dobrze.

Książę Michał Światopełk Mirski wybudował sobie w Mirze, w pobliżu zamku pałac, prawdopodobnie bardzo szpetny. Pałac ten spalono w czasie wojny czego nie żałowali nawet książęta. Michał Mirski, nabywca Mira, zmarł prawdopodobnie przed I Wojną, wszystkie majątki, zwane „Dobra Mirskie” zapisał synowi, który też miał na imię Michał. Co się stało z braćmi starego Michała Mirskiego i braćmi jego syna Michała, nie pamiętam, chociaż napewno o tym opowiadano.

Michał Mirski /syn/ zamiast odbudowywać spalony pałac, zaczął po wojnie restaurować zamek mirski na swoją rezydencję. W pałacu wielkodworskim zerwano i wywieziono do Mira klepkę podłogową, rozebrano piece, prawdopodobnie z kafli holenderskich, zabrano resztki mebli, słowem ogołocono pałac całkowicie. Zerwano nawet „ślepe podłogi” na których leżały klepki.

Po wojnie 1920 roku, jeden ze zdemobilizowanych żołnierzy pochodzący z centralnej Polski, został w Wielkim Dworze, ożenił się z moją ciocią i objął posadę ogrodnika. W piwnicach pałacu przechowywane były jabłka. Korzystając z tego, dzieciarnia bawiła się w pałacu, myszkując po wszystkich kątach.

Wydaje się, że zaraz po wojnie w byłej oranżerii zainstalowano krochmalnię. Była to niewielka i bardzo prymitywna fabryczka. Pracowała tylko około 2 – 3 miesięcy w roku na jesieni, kiedy kopano ziemniaki. W byłym trephausie zrobiono suszarnię krochmalu. Gotowy wyrób sprzedawano hurtem jakiemuś Anglikowi który przyjeżdżał z miejscowym handlarzem znającym język angielski.

Zabudowania Wielkiego Dworu pomału zamieniały się w ruiny. Za mojej pamięci runęły dawne obory. Na oborę zajęto dawną stajnię koni wyjazdowych a stajnia wszystkich koni była tam, gdzie dawniej stały konie robocze. Byłem świadkiem runięcia jednej ze ścian dawnej obory która omal nie zabiła ojca mego kolegi Wałodzi Marozika.

Przebudowane na mieszkania dawny browar garkuchnia i kuchnia pałacowa miały dziurawe dachy. W czasie deszczu podstawiano balie, niecki, wiadra, miednice, bo woda lała się do mieszkań. Trudno było doprosić się o remont dachu.

Książę Michał czasem przyjeżdżał faetonem zaprzężonym w czwórkę koni aby zwizytować majątek. Odwiedzał i mieszkania pracowników. Przed wejściem zawsze zdejmował kapelusz, ale dziurawe dachy nic go nie obchodziły, może nawet o nich nie wiedział. Poprosić księcia o remont nad głową rządcy, który szedł razem z księciem, nikt się nie odważył.

Ponieważ książę zalegał z podatkami, polskie władze nakazały mu wyremontować pałac na szkołę. Remont trwał od wiosny 1934 roku. Pięcioklasowa Szkoła Powszechna w Wielkim Dworze została otwarta 1 września 1934 roku.

Ziemie majątkowe parcelowano, w 1939 roku ziemi ornej w Wielkim Dworze było około 100 hektarów, trochę łąk i trzy lasy, niewielki Urwant przy trakcie Mir – Nieśwież /koło cerkiewki/, Pisarowszczyzna koło Nowej Wioski i duży las Wołkowszczyzna za torami kolejowymi.

Zimą roku 1937 na polecenie Mira zaczęto wycinać i sprzedawać drzewa z parku w Wielkim Dworze. Rosnące na bagnach stare i grube olchy wycięto w pień. Wycinano jesiony i inne szlachetne gatunki. Widziałem na drodze do Horodzieja obozy sań wiozących grube kłody na saniach z tak zwaną suczką, niewielkimi sankami na których leżał jeden koniec kłody.

Były wypadki, że sanie nie wytrzymały ciężaru kłody i złamały się albo wywróciły. Podnieść takiej kłody nie można było bez specjalnych urządzeń nazywanych "„bankrat"”albo "„dankrat”, leżały zepchnę te na pobocze drogi aż do lata.

Serowarnia produkowała aż do roku 1939 sery holenderskie skupowane hurtem przez kupca Resela z Mira. Sprzedawał je w większych miastach – Wilno, Warszawa, gdyż były one dość drogie i na miejscu znajdowały niewielu nabywców.

Pierwszego września 1939 roku wybuchła wojna Niemiecko – Polska, początek II Wojny Światowej. Mego ojca i stryja powołano do wojska. Stryj został wcielony i walczył z Niemcami pod Mławą na granicy z Prusami Wschodnimi, ojca nie wcielono. Po paru dniach wrócił do domu. Kierownik Szkoły, Jan Rachfał, wystawiał wieczorem głośnik radiowy w oknie i ludzie zbierali się, aby wysłuchać komunikatów.

Kiedy Anglia i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę, zdawało się, że przewaga teraz będzie po stronie koalicji. Niedługo był komunikat, że angielskie lotnictwo zrzuciło na Niemcy milion ulotek! Zamiast bomb – ulotki! Polskie wojska cofały się ciągle, Francuzi nie przejawiali żadnej inicjatywy.

Nad Wielkim Dworem pojawiły się 17 września 1939 roku, wczesnym rankiem samoloty, byliśmy przekonani, że to niemieckie. Ze wschodu dochodził nas huk nigdy nie słyszany. Około godziny 7:00 do majątku od strony Dereczyniec wjechały trzy czołgi Armii Czerwonej i zatrzymały się. Czołgiści wyszli, rozłożyli mapę i pytali zebranych licznie ludzi, czy droga na Mir jest przejezdna, czy mostki są naprawione. Niebawem pojechali drogą na Nową Wieś.

Za jakiś czas drogą nie przez majątek, zaczęły jechać niezliczone pojazdy. Czołgi jednowieżowe, czołgi wielowieżowe, samochody, cysterny i inne pojazdy. Jeden czołg zatrzymał się obok bramy majątku i został tam przez noc. Teraz wiem z opublikowanych dokumentów, ze był to 15 Korpus Pancerny który o godzinie 16:00 czasu moskiewskiego dojechał do Korelicz i Cyryna.

Czołgiści z czołgu który zatrzymał się w Wielkim Dworze nie chcieli ani pójść do ludzi na obiad ani na kolację, nie chcieli jeść nawet tego, co im przyniesiono do czołgu. Spasibo, u nas swai biskwity – mówili. Ludzie nie mogli się nadziwić – oni chyba boją się, że ich potrujemy, mówili. Z rana chcieli odjechać, ale czołg nie chciał zapalić, czekali więc na wezwany z Mińska pojazd ratowniczy. Kiedy ten przybył, pociągnął czołg na stalowej linie i oba odjechały.

Dopiero na drugi dzień zaczęła iść piechota. Aktywiści zaczęli wznosić okrzyki: „Dieri bieri tawariszczi, wsio wasze” !, „grabit’ nagrablennoje” ! i temu podobne. Ludzie rzucili się przede wszystkim na sad. Dzierżawca zebrał akurat jabłka do skrzynek, zostały w mig rozebrane. W serowarni rozgrabiono sery holenderskie, jeden przyniesiono i nam. Jadłem wtedy ostatni raz ser holenderski produkowany w serowarni. Wiem, że już nigdy nie wznowiono produkcji tych serów. W serowarniach Wielkiego Dworu i Uszy wyrabiano masło. Wybuchła nowa wojna, nie do serów wtedy było.

Przybyli ludzie z okolicznych wsi, zaczęto wyprowadzać krowy, konie, świnie majątkowe. Dochodziło do kłótni. Jakoś wreszcie się podzielili, zresztą niedługo zorganizowano kołchoz i chyba konie i część krów zwrócono do kołchozu. Sprytniejsi odrazu zabili świnię czy krowę i zjedli. Jak to potem rozsądzono, nie wiem.

W pałacu zorganizowano szkołę białoruską i zaczęła się nauka. Polaków nauczycieli wezwano na przeszkolenie w okresie świąt Bożego Narodzenia.

Nie wiem, jak potoczyła się dalej historia Wielkiego Dworu. Przenieśliśmy się do Mira który wtedy był miastem powiatowym /rajon/. Podjął pracę jako zootechnik w Wydziale Rolnym. Na jesieni 1940 roku ojca przeniesiono do Turca więc i my tam przejechaliśmy.

Olgierd Stankiewicz

<< Początek Koniec